Rozdział 2. (Akademik)


Betowała Akari
Kierunek: nocne kluby
– Idziemy na miasto! – krzyczał ktoś na korytarzu. Jeszcze chwila, minuta, sekunda, a Mateusz wyjdzie i naprawdę mu przywali. Życie w akademiku coraz bardziej dawało mu się we znaki, już nawet zaczął szukać jakiejś stancji. Nie wytrzyma tu zbyt długo, to pewne. – Hej! – Drzwi do jego pokoju otworzyły się szeroko. Do środka wpadł Piotr i Dorian, ten pierwszy uwieszał się na drugim z szerokim uśmiechem, z pewnością będącym wynikiem upalenia. Mateusz nie mieszkał tutaj zbyt długo, jednak to wystarczyło, aby zdążył zauważyć, że pseudo rastaman ciągle jarał, pewnie chodził nawet na wykłady naćpany. Dorian, o dziwo, trzymał się całkiem nieźle, może palił jedynie od imprezy do imprezy, myślał Mateusz, za co zaraz jednak się zganił. Co go to obchodziło? Dla niego obydwaj mogli sobie jarać ile wlezie, interesowało go to tyle, co zeszłoroczny śnieg, a może i nawet mniej. – Chodź młody – Mateusz zmarszczył brwi, jaki młody, do cholery – idziemy na miasto! – zaśmiał się Piotr, puszczając Doriana, uśmiechającego się półgębkiem. Jak totalny idiota.
– To idźcie. – Nie starał się nawet być miły. Dawno już przestał udawać, że jego sąsiedzi nie irytują go aż tak bardzo, jak było w rzeczywistości. Kilka razy pokazał już, że nie darzy ich sympatią, ci jednak albo byli głupi i tego nie zauważali, albo robili mu na złość. W obie wersje mógł uwierzyć, bo wydawały się bardzo prawdopodobne. – Wyszedłbyś chociaż raz z tej swojej jaskini – odezwał się Dorian i zmierzył Mateusza wyzywającym spojrzeniem. – Nie. W tej jaskini całkiem mi przyjemnie – odciął się, nie wiedząc dlaczego tak drążyli temat. Dorian jednak chyba nie chciał odpuszczać, bo w pewnym momencie już nawet Piotr się skrzywił i zamamrotał coś pod nosem, żeby: „zostawić tego zrzędę samego”. On jednak stał na środku pokoju i patrzył na Mateusza całkiem nieustępliwie jak na kogoś, kto był już nieco zawiany i upalony. – Widać. Już nawet zarastasz. Nie chcesz poznać nocnego życia Bydgoszczy? – zapytał i uniósł brwi. – Serio? Przyjechałeś do akademika tylko dlatego, żeby siedzieć w tych śmierdzących stęchlizną czterech ścianach i czytać swojego „Władcę Pierścieni”? – Mateusz spojrzał na niego całkowicie wybity z rytmu. Nie spodziewałby się nigdy, że Dorian zapamięta ich rozmowę o sadze, w końcu ta konwersacja do najdłuższych nie należała. Sam nie wiedział już w jaki sposób dał się przekonać. To wyszło od słowa do słowa albo raczej od przytyku do przytyku, bo wdał się z Dorianem w bardzo głupią słowną potyczkę, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Nie był przecież kimś, kto łatwo dawał się prowokować – a przynajmniej tak chciał o sobie myśleć.
– Masz. – Dorian wcisnął do rąk Mateusza butelkę piwa i uśmiechnął się zadowolony, przysiadając się do niego w autobusie. On tylko rozejrzał się po wnętrzu siedemdziesiątki, w której znajdowali się sami studenci gotowi na nocny melanż, jak to właśnie określiła jedna dziewczyna z farbowanymi na czarno włosami. Nieciężko było zauważyć jej jasne odrosty i mocny, chyba nawet aż za mocny, makijaż. – Tu są kamery – burknął Mateusz i spojrzał na siedzącego naprzeciwko Piotrka, który jakby nigdy nic popijał sobie Warkę prosto z puszki. Nawet nie starał się jej chować za pazuchą kurtki, tylko trzymał ją na widoku w ręce jak jakiś eksponat. – Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty na najdroższe piwo w życiu – powiedział i spojrzał na Doriana otwierającego swój alkohol. – Luzuj gacie, młody – parsknął w odpowiedzi, po czym zerknął na niego z szerokim uśmiechem. Ładnie wyglądał, gdy to robił, pomyślał Mateusz, zapatrując się na niego. Mimo tej całej swojej otoczki złego punka, był naprawdę przystojny. Miał dosyć regularnie rysy twarzy, mocno zarysowany podbródek i ładnie wykrojone, czerwone usta. To na nich skupił się najbardziej, nawet doszedł do wniosku, ze znajdujący się w dolnej wardze srebrny kolczyk dodawał Dorianowi uroku. – Spadaj – odwarknął Mateusz i aż się musiał w myślach pochwalić za swoją błyskotliwą i ciętą ripostę. Lata spędzone w Internecie nie poszły na marne, pomyślał jeszcze i w tym momencie jego wewnętrzna rozmowa się urwała, bo w dłoń ponownie została mu wciśnięta puszka Warki, którą wcześniej oddał. – Spokojnie, nikt nas nie rozpozna – stwierdził Dorian i mrugnął do niego. – To jaki obieramy kierunek? – zapytał Piotrka. – Trip? Metro? Kubryk? Nie wiem… – mruknął rastaman i wydął wargi w zastanowieniu. – Zobaczymy gdzie pójdzie hołota – stwierdził Dorian. – To skąd jesteś, młody? Mateusz aż sapnął wściekły i zmarszczył brwi, czerwieniejąc momentalnie ze złości. Nienawidził, gdy ktoś tak infantylnie się do niego zwracał. – Nie jestem żaden młody! Kurwa, masz tyle lat co ja, koleś! – wytknął mu, z góry zakładając, że skoro byli na pierwszym roku to na pewno muszą być rówieśnikami. Dopiero po chwili zrozumiał swój błąd, kiedy Dorian uśmiechnął się z wyższością. – Mylisz się, kochanie – stwierdził tylko i mrugnął do niego. Mateusz prawie gotował się ze wściekłości, popił więc piwa, nie chcąc już z nim rozmawiać. Zastanawiał się nawet nad tym, żeby zawrócić do bezpiecznego akademika. Bezpiecznego w teorii, oczywiście, nigdy nie wiadomo, kiedy sufit zawali mu się na łeb.
***
Nie zawrócił, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego. Dał się pociągnąć Dorianowi dalej, w wir imprezy, mimo że jeszcze w głowie ciągle pojawiało mu się ostrzeżenie. Nie powinien pić, procenty i on nie były zbyt dobrym połączeniem, przemknęło mu przez myśli, kiedy Piotr wcisnął mu kolejne piwo, a on odebrał je z, niemalże, wdzięcznością. To było jego trzecie, a on był już pijany! Nawet nie było mu wstyd i w tamtym momencie cieszył się, że jego towarzysze wcześniej trochę już sobie popili. Może ostatecznie skończą z lukami w filmie, a Mateusz nie wyjdzie na taką życiową niedorajdę. Byli w Metro, jak wcześniej oznajmił mu Dorian. Później mieli zamiar przejść do Kubryka, klubu a zarazem pubu, znajdującego się całkiem niedaleko, wszyscy trzej mieli jednak świadomość, że to może się nie udać. Nawalą się już tutaj i tyle z wycieczki po Bydgoszczy. – To jakaś impreza skupiająca wszystkie okoliczne wioski? – zaśmiał się Piotr, patrząc na mężczyznę w obcisłych, białych i poprzedzieranych tu i ówdzie spodniach. Do tego miał kremowe, lakierowane buty z czubem jak cygan, stwierdził Dorian. Wyżelowane włosy i koszula z tandetnymi napisami tylko dopełniała jego wizerunek. A najgorsze, że takich ludzi było dzisiaj wielu w Metro. Roiło się także od typowych laleczek z kilogramami makijażu na twarzy i kilkucentymetrowymi odrostami. – No, Piotruś, nie masz ochoty? – zarechotał Dorian, obejmując przyjacielsko swojego kumpla rastamana, kiedy przed nimi jakaś dziewczyna wypięła się, odsłaniając skąpe, różowe majteczki odkrywające jej pośladki i dziwkarski, wytarty już tatuaż na lędźwiach. – Nie, wiesz co, raczej nie – zaśmiał się i spojrzał na Doriana w taki sposób, że w Mateuszu coś się zagotowało. Sam nie wiedział dlaczego, ale nie podobał mu się ten wzrok, był taki… taki… nie potrafił określić tego w myślach, może to przez procenty. I nagle w jego głowie pojawiło się pytanie, czy Dorian i Piotr mogliby być gejami? Dorian przecież uprawiał seks z jakąś dziewczyną pod prysznicem, no ale to niczego nie udowadniało. Mógłby być biseksualny, zastanawiał się, przypatrując się swojemu obiektowi rozmyślań. Nawet nie zorientował się, że uporczywie wlepiał w niego spojrzenie, po prostu nagle zastygł w bezruchu, wyłączył się ze środowiska, siedział, myślał i patrzył na chłopaka. Nawet nie zauważył, że Piotrek przeprosił ich, usprawiedliwiając się „potrzebą odcedzenia kartofli”. Gdyby Mateusz był trzeźwy, zapewne wyśmiałby go za ten zwrot, ale niestety nawet się nie zorientował, że takie słowa padły. – Młody – usłyszał i poczuł szturchnięcie nogą. Zamrugał i spojrzał na Doriana troszkę przytomniej, o ile tak w ogóle można powiedzieć, bo czuł się kompletnie pijany. – Zawiesiłeś się. – Yy – powiedział bardzo elokwentnie. – Nie – burknął i wziął dużego łyka piwa, jednak nawet nie zrobiło mu się głupio, że Dorian go przyłapał. Był na coś takiego zbyt napruty, zażenowanie odczuje jak wytrzeźwieje. – I co, podoba ci się tutaj? – zapytał Dorian, rozsiadając się bardziej na skórzanej, miejscami już wytartej sofie. Klub stylizowany był na prawdziwe wnętrze metra, na ścianach znajdowały się obrazy, których ramy imitowały okienka pociągu, a za nimi widać było stację i czekających ludzi. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że kiedyś klub był naprawdę przyjemnym miejscem i że ktoś włożył w niego sporo kasy, jednak teraz, z obdrapanymi kanapami, poobijanymi stolikami, rozbitymi płytkami na parkiecie i urwanymi drzwiami w kabinach łazienkowych, prezentował się o wiele gorzej. – Nie – powiedział i wzruszył ramionami. – Jest zbyt klubowo. – Skrzywił się, kiedy didżej krzyknął coś o rękach do góry, w momencie w którym puścił techno. – To nie dla mnie… Myślałem, że dla ciebie też. – Popatrzył na niego uważnie. Dorian przecież stylizował się na kogoś, kto był inny niż „przeciętny Kowalski”… I chodził do takich klubów? To dziwne, pomyślał i się roześmiał, a chłopak odpowiedział zdumionym spojrzeniem. – To chyba nie przystoi hipsterom – stwierdził. – Hipsterom? – Ciemna, ładnie wykrojona brew z kolczykiem uniosła się. Mateusz aż westchnął, patrząc na Doriana znowu chwilę za długo. Ten sukinsyn był przystojny. – No. – Kiwnął głową i uśmiechnął się pijacko, zupełnie nie przypominał tego cichego chłopaka z prowincji, którym wydawał się być na co dzień. Tym razem nie trzymał wszystkich swoich myśli w głowie, gdy do gry wchodził alkohol, stawał się prawdziwym sobą, a w momencie trzeźwienia zawsze zaczynał się tego wstydzić. – Koszulki z nazwami zespołów, o których nawet nigdy nie słyszałem, piercing i tatuaże, bo to teraz takie modne, wyróżnia. – Zaśmiał się złośliwie. – Idealna fryzura z podgolonymi bokami, na Biebera… To niestety raczej nie zalicza się do wyróżnienia w tłumie, Dorianku. – Pokręcił głową i zacmokał z dezaprobatą. – Co drugi taką ma – uświadomił, bo stwierdził, że chłopak może tego nie wiedzieć. Dorian zamiast obrazić się, uśmiechnął się szeroko. Gdyby Mateusz nie był pijany, prawdopodobnie zdziwiłaby go jego reakcja, ale że właśnie sięgnął po pusty kufel piwa i popił samo powietrze, raczej nie bardzo zauważył, że Dorian był w świetnym humorze. – Tak? Więc jestem hipsterem? – ciągnął. – Wielkim. – Mateusz pokiwał głową. Jeżeliby jego rozmówca nie zapytał o hipstera, dawno straciłby już główny wątek konwersacji. Jakoś miał krótką pamięć po alkoholu. Dorian zaśmiał się. Wyglądał na w miarę trzeźwego, bo mimo tego, że więcej wypił, miał mocniejszą głowę od Mateusza. – A jakoś się w tego hipstera ciągle dzisiaj wgapiasz. – Pewnie gdyby Mateusz miał w sobie dwa piwa mniej, zauważyłby uważne, wyczekujące spojrzenie chłopaka. Tym razem to Dorian nie potrafił oderwać od niego wzroku, czego oczywiście on nie dał rady zarejestrować, bo już sięgnął po niedopite piwo Piotrka. – Jesteś przystojnym hipsterem, to się wgapiam – powiedział, całkowicie nie czując przed tym oporu. Duszkiem dopił piwo i nagle stwierdził, że ma już w sobie za dużo płynów. – Idę do kibla – poinformował, wstając bardzo chwiejnie i gdyby nie Dorian, który go przytrzymał, nie zauważyłby jednego stopnia w dół i runąłby twarzą na płytki. – Spokojnie – parsknął Dorian, zauważając Piotrka. – Idziemy do kibla – powiedział mu, prowadząc z sobą Mateusza, który mówił coś jeszcze pod nosem, ale niestety (albo i dzięki Bogu) zagłuszała go muzyka. – Stoisz? – Dorian postawił go przed pisuarem. Toaleta była pusta, tylko jedna osoba znajdowała się w kabinie. – No przecież nie leżę! – prychnął Mateusz i spróbował rozpiąć sobie spodnie. Szło mu to dosyć marnie, głównie dlatego, że nie potrafił dobrze złapać za zamek. Nieudolnie mocował się z ubraniem, aż cały czerwieniejąc ze złości. Dorian przyglądał mu się z rozbawieniem, czego na szczęście Mateusz, skupiający całą swoją uwagę na rozporku, nie zauważył. – Daj, geniuszu. – Nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy odwrócił go do siebie przodem i w kilku ruchach pokonał problem Mateusza. – Małego chyba będziesz umiał wyciągnąć? – Małego! – prychnął z oburzeniem chłopak, którego twarz wciąż była czerwona. Ciężko stwierdzić jednak, czy wypieki miał od zawstydzenia, zdenerwowania czy może od alkoholu. – A nie? – ciągnął rozbawiony sytuacją Dorian. Pijany Mateusz stanowił ciekawe zjawisko, ni to zabawne, ni rozczulające, jedno było jednak pewne – nie potrafił pić. – No nie! – zaprzeczył głośno, aż osoba, która właśnie wyszła z kabiny, odwróciła się zdziwiona. Pisuary odgrodzone były od reszty łazienki małym murkiem, ale mimo wszystko chłopak korzystający z toalety wszystko widział. I słyszał. – Jest olbrzymem! Gdybyś zobaczył, to byś pozazdrościł! – Okej, okej. – Dorian uniósł dłonie w poddańczym geście. – Szczaj, a ja się odwrócę. Twój olbrzym by mnie powalił na kolana, gdybym go zobaczył. – W jego głosie wciąż słychać było rozbawienie.
– Schlałem się – stwierdził Mateusz, opierając się całym ciałem na Dorianie. – Racja – odpowiedziała jego podpórka. – Jak świnia – dodał jeszcze, kiedy kroczyli ulicą Długą, która pijanemu w sztok Mateuszowi prezentowała się w tamtym momencie niezwykle ładnie. Otoczona z obu stron pięknymi, przedwojennymi kamienicami, zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Im dalej, tym bardziej się zwężała, aż wreszcie gdzieś na końcu przypominała cienkiego wężyka. A dałby sobie ręce poucinać, że gdy był nieco trzeźwiejszy, wcale ta Długa nie byłaby aż taka długa. Blask lamp, które stały po bokach brukowanej ulicy, niemal żarzył mu się w oczach, pozostawiając po sobie bladą poświatę. Słyszał głosy ludzi, jacy otaczali ich dookoła, ale nie potrafił ich zlokalizować. Ktoś przewijał mu się przed nosem, mimo to nie wiedział kto. Chłopak? Dziewczyna? Starszy? Młodszy? To nie ten moment upojenia, żeby był w stanie rozpoznawać takie, jak mu się w tamtej chwili wydawało, szczegóły. Spojrzał na Doriana, który bez narzekania ciągnął go w kierunku przystanku autobusowego, zerknął też w drugą stronę, ale nie zobaczył Piotrka. Zmarszczył brwi, analizując sytuację. – A gdzie twój kolega ćpun? – wyseplenił. – Ćpun? – zdziwił się Dorian, ale po chwili westchnął ciężko. Mateusz nic nie ogarniał, po pijaku miał gorszą pamięć od złotej rybki. – Pojechał wcześniej – wytłumaczył, chociaż nawet nie łudził się, że Mateusz cokolwiek z tego zapamięta. Gdy wreszcie doszli na przystanek, posadził chłopaka na ławce, bo nie miał co liczyć na to, że sam ustoi o własnych siłach. Spojrzał na rozkład, następnie na godzinę i jeszcze przeanalizował w którą stronę jedzie autobus oraz jego trasę. W nocnych liniach Bydgoszczy łatwo było się zgubić, wiedział już to bardzo dobrze, bo nieraz pojechał na zupełnie inne osiedle niż powinien. – Okej – powiedział do siebie zadowolony. Poczekają tylko piętnaście minut, nie tak źle. Nagle jednak rozległ się huk, a Dorian od razu odwrócił się do leżącego na betonie Mateusza, który jednak nie bardzo przejął się tym, że właśnie wciska twarz w czyjąś gumę i że rozdarł sobie wargę. Spał w najlepsze, nawet pochrapując i uśmiechając się błogo pod nosem. Dorian sapnął cierpiętniczo, ale zaraz podszedł do Mateusza i pomógł mu się pozbierać, ocucając go przy okazji. Chłopak zamrugał i przez chwilę wydawał się być naprawdę trzeźwy. – Ale ty jesteś przystojny – stwierdził, patrząc mu we wściekle zielone oczy. Dorian uniósł brew, ale uśmiechnął się. – Jesteś gejem? – zapytał, niestety jednak nie doczekał się odpowiedzi. Mateusz znowu zsunął się z ławki, chrapiąc w najlepsze.
***
Obudził go potężny ból głowy. Uchylił powieki, które zaraz jednak zamknął, bo poraziło go światło słoneczne. Syknął i nakrył się kołdrą, co chyba jednak nie było zbyt dobrym posunięciem, bo pod przykryciem zrobiło mu się duszno, a przez to poczuł się jeszcze gorzej. Och, Boże, jak on nagle w jednej chwili zapragnął umrzeć. Coś huknęło. Drzwi. Mietek, zginiesz marnie… jak tylko uda mi się pozbierać. – O! – Ktoś powinien go zakneblować albo urwać język. Czy on nie wie, że osobie, która przeżywa chorobę poimprezową, nie powinno się przeszkadzać?! Toć nawet Mateusz to wiedział, a wcale tak często na zabawy nie chodził, alkoholu też starał się nie tykać. I nie powinien, cholera! Nie miał mocnej głowy, a tym razem naprawdę przesadził, więc co się dziwić, że właśnie zdychał z bólu. Miał to wszystko na własne życzenie. – Późno wczoraj wróciłeś. Normalnie jak nie ty! – Miecio buchnął śmiechem i gdyby nie potężny ból głowy, Mateusz zacząłby się zastanawiać w jaki sposób wypchnąć go z okna, żeby późnej udać, że to wypadek. – Ciszej. – W tym momencie był w stanie powiedzieć tylko tyle, a i nawet „powiedzieć” to za dużo. Zachrypiał jedynie pod kołdrą jak w agonii. Już widział światełko w tunelu. – Aha! – ryknął nagle Mietek… Albo i nie ryknął, tylko takie wrażenie miał Mateusz, dla którego każdy, nawet najmniejszy dźwięk wydawał się być zbliżony do startu statku kosmicznego na orbitę. – Kacyk! – Zaśmiał się rechotliwie, chrząkając co chwilę jak świnia. Powoli zaczynał mieć dosyć śmiechu Mietka, był bardzo specyficzny i po jakimś czasie naprawdę denerwował. A przecież Mateusz spędził z jego śmiechem już kilka miesięcy. – Błagam cię – sapnął i odrzucił kołdrę. Poczuł nagle, że musi się czegoś napić, bo zaraz nie wytrzyma. Miał wrażenie, że najadł się piasku i teraz jego drobinki uwierają go w gardle, dorwał się więc do butelki Cisowianki (zazwyczaj kupował wodę za sześćdziesiąt pięć groszy z Lidla, ale natrafił na promocję, zachciało mu się więc przez chwilę poburżujować). Sam nie wiedział jak to zrobił, ale przez kilka sekund wypił litr. Odetchnął i nagle poczuł, że picie tyle płynów na raz było złym pomysłem. Zrobiło mu się niedobrze, miał wrażenie, że to co przełknął, zaraz rozsadzi go od środka. – Odsuń się – warknął i przepchnął Mietka w drzwiach. Wybiegł na korytarz i od razu skierował się do łazienki. Wolna! Dopadł do niej, zamknął się w niej z trzaskiem – głośne dźwięki tym razem nie miały w ogóle żadnego znaczenia, liczyło się coś innego – i zaczął wymiotować. Dopiero gdy miał już pusty żołądek (jadł wczoraj kolację?!), zaczął sobie przypominać co działo się poprzedniego wieczora. Niestety, pamiętał tylko strzępki wydarzeń. Wgapiał się w Doriana (Jezus Maria!), mówił mu, że jest przystojnym hipsterem (dajcie umrzeć!), zasnął na ławce… I to wszystko. Ostatnie co zapisało mu się w głowie to przystanek i zaśnięcie. Nie miał zielonego pojęcia, jak dotarł do autobusu i kto przetransportował go do pokoju. A wiedziałem, żeby nie pić – wyrzucał sobie w myślach, kiedy spłukiwał wodę. Obrócił się do małej umywaleczki i opłukał w niej usta. Kac moralny był chyba najgorszym typem kaca, nawet w momencie, kiedy miał wrażenie, że głowa mu wybuchnie, a żołądek zaraz wyjdzie gardłem. Wyszedł z toalety z nadzieją, że zaraz weźmie zimny prysznic i położy się dalej spać, mając cały świat gdzieś. Wszystkim innym zajmie się jutro, kiedy już poczuje się chociaż odrobinę lepiej, bo w takim stanie bolało go nawet istnienie. Niestety, to nie był jego poranek. Walnął kogoś drzwiami, kiedy wychodził z łazienki i niestety, przez jęknięcie posiadające charakterystyczną, bardzo niską barwę, wiedział już kogo uderzył. – O – mruknął Dorian, masując swój nos. Chłopak nie wyglądał na zbyt wypoczętego, miał lekkie sińce pod oczami, potargane włosy i był w samych spodniach dresowych. Tym razem Mateusz miał już świetny widok na jego tatuaże ozdabiające tors. Po lewej stronie znajdował się wytatuowany kruk siedzący na jelenim porożu, którego czaszkę umiejscowiono idealnie na środku klatki piersiowej. – A jednak żyjesz. – Śmiech Doriana sprowadził go na ziemię. Spojrzał na niego, odrywając już wzrok od jego skóry. – No, cały czas – prychnął. Musiał być cholernym bogaczem, myślał, kiedy podszedł do głównej umywalki, żeby umyć zęby. Tatuaże przecież były drogie, a to co miał na sobie to kwestia kilku tysięcy. On mógłby tylko o czymś takim pomarzyć… Chociaż, nawet nie, nie chciałby robić z siebie jakiejś oznakowanej krowy. A co ze znalezieniem później pracy? Jasne, fajnie to wyglądało, ale na chwilę, Dorian widocznie w ogóle nie zastanawiał się nad tym, co będzie kiedyś. Tylko co go to obchodziło? Nie jego życie – nie jego sprawa. Aż sam był zły, że ciągle myślał o tym idiocie. – Musisz pić uważniej, kolego. – Dorian klepnął go w nagie ramię, a Mateusz gorączkowo próbował przypomnieć sobie wczorajszy koniec wieczoru. Chyba spali się ze wstydu, jak się zaraz dowie, że ten chłopak go też rozbierał, pewnie musiał mieć przy tym niezły ubaw! Mateusz nie był przecież kimś, kto miał świetne ciało. Wysoki i chudy, aż żebra dało się na nim policzyć, a to nic atrakcyjnego, Dorian wyglądał o wiele lepiej. Prawie zakrztusił się pianą z pasty, gdy nagle został popchnięty w bok, a jego znajomy z roku zabrał się za szorowanie zębów ramię w ramię z nim. Patrzeli na siebie w lustrze, a on szybko pojął, że to pewien rodzaj gry. Nie odwracaj wzroku, coś podpowiadało mu w myślach, kiedy wpatrywał się we wściekle zielone oczy… Tak zielone, że aż niemożliwością było, by były prawdziwe. W końcu jednak musiał przerwać. Pochylił się do zlewu, wypluł pastę, umył się szybko, i nawet nie oglądając za siebie, uciekł z łazienki prosto do czekającego, ciepłego, trzeszczącego łóżka, którego sprężyny boleśnie wbiły mu się w plecy. To było dziwne. Zakrył się kołdrą, sam nie wiedząc, dlaczego się zawstydził. Przecież tylko na siebie patrzyli, nic wielkiego! Myli razem zęby, z gębami umorusanymi od pasty, która ściekała do umywalki, ale to dalej nic szczególnego. Nieraz przecież mył zęby z braćmi czy z kumplami na wycieczce.
Nie wiedział kiedy zasnął, ale na szczęście wreszcie mu się to udało. Mietek gdzieś zniknął, nawet za bardzo nie chciał dociekać gdzie, ważne, że miał święty spokój i mógł się rehabilitować ze swoją pulsującą bólem głową. Obudziło go pukanie do drzwi. Uchylił zaspane powieki, z zadowoleniem odkrywając, że wcale nie czuł się już tak źle. Podniósł się na ramieniu i wtedy ktoś znowu postanowił zastukać. – Proszę – mruknął pod nosem. Nie zastanowił się nawet, kto to mógł być, bo przecież Mietek wszedłby normalnie i jeszcze trzasnął drzwiami o ścianę, żeby jak najdobitniej oznajmić całemu światu, że to właśnie on wszedł na salony. – Hej. – Zamiast uśmiechniętej twarzy Miecia, zobaczył inną, też uśmiechniętą. Całą podziurawioną kolczykami. – Zrobiłem jajecznicę, chcesz? – zapytał Dorian i przekroczył próg, trzymając w dłoni patelnię. Momentalnie pomieszczenie wypełnił przyjemny zapach smażonego boczku. Nawet komuś, kto kilka godzin temu wymiotował, zachciałoby się jeść. – Naplułeś? – Mateusz pozostawał jednak sceptyczny, bo dlaczego Dorian miałby dzielić się z nim jedzeniem? Nigdy tego nie robił. No, może i wczoraj przeżyli pierwszą wspólną imprezę, ale zazwyczaj raczej się nie kumplowali. Od czasu do czasu jego sąsiad wpadł tylko by podgrzać coś w mikrofali Mietka i na tym się ich przyjaźń kończyła. – Wytarzałem w kiblu – odpowiedział z uśmiechem, nie dając się sprowokować. – To chcesz? Musisz być głodny, a jajecznica jest dobra na kaca, uwierz weteranowi – zaśmiał się, a Mateusz też jakoś tak mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. – Wytarzana w kiblu jajecznica? Moja ulubiona! – zażartował, sam nie wiedząc, po co to robi. Dorian nie był kimś, kogo Mateusz mógłby polubić, byli dwoma przeciwnymi biegunami. Zjedli razem, rozmawiając, żartując i naprawdę nic nie wskazywało na to, żeby jego sąsiad miał ubaw z wczorajszego wieczora. Obawiał się, że po pijaku zrobił coś głupiego, ale Dorian nawet nie nawiązywał do ubiegłej imprezy, ku uciesze Mateusza. Ten wypadł był z serii tych, o których chciał zapomnieć… i przecież prawie mu się to udało. Wiele z niego nie pamiętał i wciąż przerażała go myśl, że zrobił coś głupiego. No, ale gdyby zrobił, to Dorian chyba byłby pierwszym, który by mu o tym powiedział, no nie?
  • Love
  • Save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...